Był piękny majowy wieczór. Już kończyłam w tym dniu pracę, a ostania klientka zbierała się do wyjścia, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, więc nieco zaskoczona otworzyłam i na progu zobaczyłam młodą dziewczynę. Kiedy weszła do środka przypomniałam ją sobie. Około pół roku wcześniej była u mnie na kartach Tarota. Po takim czasie już dokładnie nie pamiętałam, co wtedy powiedziały jej karty, ale jak przez mgłę przypomniałam sobie, że informowały ją o tym, by nie podejmowała pochopnie ważnych decyzji życiowych, gdyż może to spowodować poważne komplikacje. Dziewczyna była bardzo podenerwowana, nie pozwoliła mi dojść do słowa i zaczęła szybko mówić:
– Wiem, że nie przyjmuje pani osób wcześniej nie umówionych, ale ja już u pani byłam, nie posłuchałam pani wtedy, a wszystko wydarzyło się tak, jak pani powiedziała, zrobiłam głupstwo, niech teraz pani mi pomoże.
Zaintrygowana jej słowami zaprosiłam ją do gabinetu. Weszła wyraźnie spięta i przycupnęła na brzeżku krzesła. Była bardzo ładna, miała łagodne, błękitne oczy, delikatne rysy twarzy i długie, o złotym odcieniu włosy. Moją uwagę zwróciła duża, złota obrączka na prawej ręce. Byłam prawie pewna, że pół roku wcześniej jej nie miała. Dziewczyna zwróciła uwagę, że przyglądam się obrączce, z goryczą uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
– Tak, pani mnie ostrzegała, bym nie podejmowała pochopnie decyzji odnośnie zmiany stanu cywilnego, mówiła Pani, że nie minie pół roku, a spotkam mężczyznę, którego namiętnie pokocham i który nie mniej gorąco odwzajemni moje uczucia, a byłam już wtedy zaręczona z moim obecnym mężem. Nie posłuchałam pani i w dwa miesiące po naszym poprzednim spotkaniu wyszłam za mąż. Śmiałam się z Pani przepowiedni, tym bardziej, że mijał termin wyznaczony przez panią, owe pół roku. I proszę sobie wyobrazić, że w dniu, w którym on dokładnie mijał, a było to miesiąc temu, wracałam od mojej mamy, która mieszka niedaleko, około 50 kilometrów stad, ale w połowie drogi złapałam gumę. Nie umiałam sobie z tym poradzić sama i zatrzymałam przejeżdżający samochód prosząc o pomoc. Tak poznałam Krzysztofa. Dalej potoczyło się tak, jak pani wyczytała z kart, znamy się miesiąc, a nie możemy żyć bez siebie. Co mam robić? Mój mąż jest dobrym człowiekiem, nie chciałabym go skrzywdzić, ale do Krzysztofa ciągnie mnie wszystko i wiem, że moje życie bez niego będzie wegetacją.
Popatrzyłam na tą młodą kobietę, która sama sobie skomplikowała życie, wystarczyło tylko, żeby posłuchała kart, a uniknęłaby całej tej sytuacji. Z drugiej strony bardzo chciałam pomóc, widząc jej głęboką rozterkę i wątpliwości. Sięgnęłam po Tarota i rozłożyłam karty.
– Pani odejdzie od męża. – Bardzo wyraźnie widziałam to w kartach. – Ale nie rozwiedzie się z nim. Wyjedzie pani z tym nowym mężczyzną za granicę i tam będzie pani mieszkać. Niech pani tym razem nie popełni błędu i formalnie rozwiąże swoje małżeństwo. Jeśli Pani tego nie zrobi, to za rok, najdalej półtorej znowu pojawią się jakieś komplikacje. Dostała pani tym razem nauczkę i warto z niej skorzystać.
– A jakie tu mogą być komplikacje skoro wyjadę? Bo to prawda, że Krzysztof proponuje wspólny wyjazd za granicę, on ma tam rodzinę, która pomoże nam się ustawić.
Raz jeszcze rozłożyłam karty:
– Komplikacje będą związane z dzieckiem, jakie pani urodzi. Ojcem będzie Krzysztof, ale pani mąż będzie uzurpował sobie prawo do tego dziecka.
– Och, nie, to niemożliwe, ale całą resztę to pani odgadła, rzeczywiście chyba na to się zdecyduję.
– Zrobi pani jak zechce, to są pani decyzje. – Odpowiedziałam. – Ale już raz panią karty ostrzegały, a pani ich nie posłuchała, niech pani wyciągnie z tego wnioski. Niech pani uwzględni to, że ja nie odgaduję, a odczytuję to, co widzę w kartach.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością, ale w pełni zadowolona wyszła ode mnie. Po paru tygodniach moja przyjaciółka, też zajmująca się kartami Tarota, zapytała mnie czy pamiętam młodą klientkę, która była u mnie na początku maja. Przypomniała mi historię tej dziewczyny. Odpowiedziałam, że tak. Okazało się, że moja przyjaciółka dobrze zna jej matkę i całą sytuację.
– Wiesz, ona odeszła od męża i wyjechała z innym facetem za granicę.
– Tak szybko? – Zdumiałam się. – Przecież nie zdążyła wziąć rozwodu!
– Bo i nie brała – odpowiedziała moja przyjaciółka.
No cóż, pomyślałam, każdy decyduje o sobie i nikogo nie można zmusić do stosowania się do rad Tarota. Minęło kolejne pół roku, kiedy mocno zaskoczona otrzymałam list z Paryża:
„Pani Alicjo!
Jesteśmy bardzo szczęśliwi z Krzysztofem, ale pojawił się kolejny problem. Jestem w ciąży i jak się okazało, w świetle prawa, to mój formalny mąż będzie uznany za ojca tego dziecka…”
Alla Alicja Chrzanowska
|