Kategorie
Producenci
Nowości
Informacje
Kontakt
FAX
85 653 67 29
Tel
tel. 85-65-36-729
Tel
(85) 65 36 729
GSM
0602 759 576
Linki
» Stowarzyszenie Dogi Adopcje
»  Fundacja Ratujemy Dogi
»  Uczniowie Alicji Chrzanowskiej
»  Blog Alicji Chrzanowskiej
»  Strona Alicji Chrzanowskiej
»  Blog-Marta Chrzanowska
»  Moskiewska Wyższa Szkoła Astrologii
»  Moskiewskie Centrum A. A. Chrzanowskiej
   
 
Czytelnia
 
Podziel się:
Fuks – najlepsza dieta odchudzająca   Data: 17 grudzień 2009
Wstęp:
 

Zawartość:
Już na pierwszy rzut oka widać było, że musiał wiele w życiu doświadczyć. Jego gorzką historię dało się – przy odrobinie wyobraźni – wywieść fragmentami z odgryzionej i poszarpanej metalowej linki zawiniętej wokół szyi oraz pełnego bólu spojrzenia, jakie rzucał, gdy nikt na niego nie patrzył.
Siedział za bramą z kawałkiem postrzępionej metalowej linki na szyi i ogromne oczy wlepiał w dom. Wyzierało z nich wszystko. Tęsknota za własnym kątem, zmęczenie i głód. I temu ostatniemu uległa moja córka Agnieszka.
- Wiem, że wziąć go nie mogę, ale głodnym pod bramą też nie zostawię – oświadczyła zdecydowanie. I wyniosła miskę z wodą i obiadem.
Żywiołowemu pojmowaniu świata przez wielkie kudłate psisko to wystarczyło. Z nadzieją odtańczył wokół Agi swój taniec radości i już był gotów do przeprowadzki. Ale w ludzkim świecie nic nie idzie tak łatwo. W domu odbyła się debata rodzinna. Co robić? Przyjąć do domu nie można. Jest już Gizmo – duży dogo canario, który może nie zaakceptować rywala. Zostawić pod bramą nie sposób. Myśliwi z koła łowieckiego gotowi odstrzelić w ramach redukcji bezpańskich, wałęsających się psów. A i inni – myląc żywiołowość kudłacza z agresją – mogliby potraktować go kijem lub – co gorsza – zamaszyście nogą.
Uradzono odwieść przybysza do najbliższego schroniska. Wsiadł do samochodu z wprawą utwierdzającą Agę w przekonaniu, że miał już opiekuna (widocznie o kamiennym sercu, skoro potrafił przywiązać podopiecznego do drzewa w lesie i pozostawić).
Pojechał z nadzieją na lepszy los. I został – już z mniejszą nadzieją. Tylko raz przeciągle zaskowyczał, gdy odjeżdżali samochodem.
Aga załamała się po trzech godzinach.
Jak przekonała swojego męża do dzisiaj nie wiem, ale ponownie wsiedli do samochodu, przywieźli psa ze schroniska, wykapali, nakarmili i dali dom.
I ochrzcili Fuksem uznając, że miał fuksa trafiając na Agę i jej serce do zwierząt.
Ale wtedy okazało się, że Fuks ma zupełnie inne wyobrażenie pojęcia dom i swojego życia w tym domu. Otóż chciał mieć swój kąt, miłość, swoją pełną miskę, ale również niczym nieskrępowaną wolność. Wolność wyrażającą się w możliwości swobodnego opuszczania terenu posesji, ganiania z dziką radością po polach najchętniej w towarzystwie sfory przyjaciół i żywiołowego wyrażania radości wszystkim spotkanym na drodze. Nerwowe oganianie się napastowanych traktowane było jako zachęta do dalszej zabawy.
Ulubioną rozrywką Fuksa były niezapowiedziane wizyty u suczek sąsiadów, szczególnie u dwóch dorodnych, acz krzykliwych suczek sołtysa – lokalnej władzy oraz urządzanie slalomu pomiędzy pędzącymi samochodami na odległej o pół kilometra szosie łączącej Skierniewice z Bolimowem. Wściekłość kierowców niosąca się koszmarną kakofonią klaksonów stawiała na nogi całą wieś. I już wszyscy wiedzieli, że Fuks znowu uciekł Agnieszce.
Nie pomagały prośby, groźby i tłumaczenie. Wizja wolności przysłaniała Fuksowi wszystko.  Potrafił bezbłędnie wykorzystać każdą nierówność gruntu, odbić się jak z katapulty i górą przesadzić siatkę. Gorzej, że swoją pasją łazika i trampa zaraził Gizma. Wspólnie – pod nieobecność Agnieszki – usypali w rogu działki podwyższenie z ziemi i wykorzystując siatkę wydostali się na drogę.
I to już zaczęło być groźne. Do szaleństwa Fuksa miejscowi zaczęli się już trochę przyzwyczajać, ale żywiołowy Fuks w towarzystwie barczystego i spoglądającego spode łba kolegi – to już było zbyt wiele. Aga zareagowała stanowczo. W trosce o bezpieczeństwo kierowców na szosie, sąsiadów we wsi i Fuksa zdecydowała się uwiązać go na stosownej tj. odpowiednio długiej lince z karabińczykiem. 
Fuks na takie ograniczenie wolności zareagował gwałtownie. Przeskoczył przez siatkę na posesję sąsiada i zawisł na tej siatce pół metra nad ziemią. Dzięki szybkiej reakcji sąsiada na szczęście nic mu się nie stało. Ponieważ przygoda ta nic go nie nauczyła, po kolejnej próbie, Aga zmuszona była nieco skrócić linkę.
Fuks, po wypróbowaniu wszelkich możliwych sposobów wyrwania się poza ogrodzenie działki siadł przed budą i ponuro zapatrzył się przed siebie. Rozumiałam go doskonale. Mam równie niezależną naturę i wszelkie ograniczenia działają na mnie jak płachta na byka.
Uznałam więc, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie wyprowadzanie Fuksa poza działkę na smyczy. Zapalona do pomysłu mającego uszczęśliwić Fuksa nie chciałam słuchać obaw Agi, że nie dam rady utrzymać tak dużego i porywczego psa.
I tego, że Fuks za nic nie może zrozumieć, że z radości też można komuś krzywdę zrobić.
– Co, ja nie dam rady? Zobaczysz!
Długą, solidną linkę owinęłam kilkakrotnie wokół ramienia i byłam gotowa.
Pierwsza wątpliwość naszła mnie w momencie, gdy przepięłam Fuksa na smycz, ale było już za późno. Poczuwszy nagle upragnioną wolność Fuks rzucił się do bramy jednym skokiem w szalonej obawie, że za chwilę owa wolność może się skończyć. Moje szczęście, że nie pokonał jej górą, bowiem rozmazałby mnie na wewnętrznej stronie bramy w charakterystycznie rozkrzyżowanej pozycji bohaterów kreskówek Disneya.
A potem było już tylko gorzej. Fuks z wywalonym ozorem sadził wiejską drogą potwornymi susami do przodu, a na końcu sznurka – gdzieś tak na wysokości metra nad ziemią – leciałam ja i bezskutecznie usiłowałam wyhamować szalony pęd upojonego swobodą psa.
Pierwsza próba zaparcia się piętami spowodowała pozostawienie gustownych kaloszy, w które byłam odziana w kałuży wiejskiego błota. Zapanowała równość bowiem kontynuowaliśmy szalony spacer oboje na bosaka.
O komizmie całej sytuacji przekonała mnie reakcja sąsiada orzącego pole. Że też ludzie potrafią się tak szczerze śmiać z bliźnich??? Zadziwiające.
I od tego momentu spacery z Fuksem przebiegały według powyższego schematu. Taniec radości na widok czerwonej smyczy, szalony sus od bramy, nerwowe dygotanie w oczekiwaniu na otwarcie, czasami nie było czasu na zamknięcie, sadzenie z wywalonym jęzorem polną drogą do lasu z ponawianą bez końca próbą pobicia rekordu na 400 metrów przez płotki (utrudnianą niestety przez upartą babę wiszącą na drugim końcu sznurka).    
Po przeleceniu w taki sposób 500 metrów na skraju lasu następował mały popas. Po spazmatycznym wysapaniu i odzyskaniu oddechu rozpoczynałam umoralniający wykład dla Fuksa. O tym, że mam tylko jedne płuca, że dama w stosownym wieku i szerokim obwodzie pasa może nie powinna ganiać jak – nie przymierzając podkasana smarkula – po tradycyjnej łowickiej wsi, że ludzie się z nas śmieją i jak nie będzie się zachowywał jak grzeczny pies to koniec z wychodzeniem poza działkę.
Fuks – jak wzorowy uczeń – siedział, słuchał, zabawnie przekrzywiając kudłaty łeb i patrzył na mnie z figlarnym błyskiem w miodowych oczach. Jego  spojrzenie mówiło wyraźnie:
- Oj wiem, że musisz tak mówić, ale sam widzę, że doceniasz frajdę jaką ci sprawiam, wiec jutro też tak poszalejemy.
I ganiamy nie zmieniając nic w rytuale, nie zakładamy kolczatki, którą za radą znajomych kupiła Aga, bowiem nie staramy się dostosowywać na siłę podopiecznego do naszego trybu życia i naszej wygody, ale raczej szukamy takiego kompromisu, który zapewni komfort jemu i pozwoli normalnie funkcjonować nam. Nie zakładamy jej również dlatego, że nie potrafimy znaleźć odpowiedzi na  nieme pytanie w oczach Fuksa, które pojawiło się przy pierwszej próbie. Dlaczego?
– Dlaczego sprawiasz mi ból, kiedy ja jedynie chcę żyć tak, jak mi dobrze, gnać radośnie przed siebie i cieszyć się życiem w sposób w jaki wy ludzie dawno już zapomnieliście, bo w tym waszym uładzonym, wybetonowanym świecie nie ma już miejsca na spontaniczność i żywiołowość -.
Na razie – w ramach tego kompromisu – zbieramy pieniądze na wyższe ogrodzenie, na tyle wysokie, by Fuks nie przeskoczył, ale by mógł swobodnie hasać po terenie działki.
Zawsze starałam się żyć, wychowywać swoje dzieci, a teraz wnuka zgodnie z 11 Boskim przykazaniem, stanowiącym, że:
„Zwierzę nie jest rzeczą i jeśli człowiek zdecydował się je przygarnąć, to jest za nie odpowiedzialny.”
A ta odpowiedzialność polega na tym, aby zapewnić jemu to, co jest konieczne dla jego zdrowia fizycznego i psychicznego. Wszak ono myśli, czuje, cierpi i na swoje nieszczęście jest praktycznie całkowicie uzależnione od człowieka; jego zachcianek, pomysłów, przekonań, siły, kompleksów i nieodpowiedzialności. By być w zgodzie z tą zasadą staramy się pomagać konkretnemu zwierzęciu, a nie dopieszczać własne ego. Więc jeśli dokarmiamy zimą ptaki, to sypiemy im mieszane ziarno dostosowane dla rodzaju ptaków, które karmimy, a nie wyrzucamy spleśniały chleb lub resztki z obiadu.  
 
                                                                    *
I jeszcze słów kilka o odpowiedzialności. Psiej. Zgodnie z przewidywaniem walka o dominację była nieunikniona. Dwa duże, silne psy na jednym podwórku. Oba zdeterminowane, by rządzić. Gizmo wykazał większą determinację i zwyciężył. Bezkrwawo.
Ale wraz z przywództwem wziął na siebie coś o czym nagminnie zapominają przedstawiciele ludzkiego rodu sięgający po władzę – wziął na siebie odpowiedzialność. Za siebie, a przede wszystkim za podporządkowanego towarzysza. I starannie wypełnia nowe obowiązki.
Gdy któregoś dnia o 2 nad ranem Fuksowi przydarzył się nerwowy atak, Gizmo tak długo wył i tłukł łepetyną o drzwi, aż obudził Agę. I niczym wytrawna niańka lub pielęgniarka sterczał nad nią podczas dawkowania leków i 1,5 godzinnego tulenia i pocieszania Fuksa, aż do całkowitego uspokojenia.  
Również – mając świadomość ograniczonej możliwości poruszania się Fuksa, czujnie chroni jego bezpieczeństwo. Z równą stanowczością reaguje na uniesione grabie, którymi usiłuję zgrabić opadłe liści wokół budy Fuksa, jak i podniesiony głos – pojawia się nie wiadomo skąd i delikatnie, ale bardzo stanowczo blokuje własnym ciałem dostęp do Fuksa. Tak na wszelki wypadek. I jest to blokada nie do przebycia. Gizmo również – w przeciwieństwie do wielu ludzi – rozumie zasadę psiej równości. Jeśli on swobodnie biega po dużej działce, to Fuks ma prawo do wychodzenia na zewnętrz. Więc tylko tęsknie popiskuje, gdy we dwójkę wylatujemy jak z procy za bramę. 
 
Opowiadanie to jest fragmentem książki U. Stufińskiej „Święta od dżdżownic”, która ukaże się w lutym 2010 nakładem wydawnictwa Ars Scripti-2.
 
© Copyright Ars Scripti-2, Białystok

All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody posiadaczy praw autorskich. 
Statystyka:
Przeglądano: 3484
Powrót
Dalej
 
28 marzec 2024
19418834 wywołań od 28 grudzień 2006
Copyright © 2024 Ars Scripti-2. Wszelkie prawa zastrzeżone.